Któregoś roku zniknęło mi kilka słoików z piwnicy, kiedy przyszłam po nie, żeby dodać do ciasta... okazało się, że mój mąż robiąc coś w piwnicy, zwyczajnie wsunął gruszki prosto ze słoika, bo mu się zachciało czegoś słodkiego...
Gruszki same w sobie są słodkie i mają mało kwasów, co podejrzewam, jest przyczyną tego, że często mi się psują. Po wielu, wielu latach prób zachowania ich na zimę doszłam do metody, która mi się sprawdza: dodaję kwasek cytrynowy i nie ujmuję cukru (pomimo, że gruszki są słodkie). Delikatnie blanszuję też gruszki, bo lubią mi się zgazować.
Ja robię to tak, że upycham obrane ze skórki, pokrojone na połówki (bez gniazd nasiennych), zblanszowane gruszki do czystych litrowych słoików, do każdego słoika daję dwie pełne łyżki cukru, 1/4 łyżeczki kwasku i zalewam gorącą, przegotowana wodą. Zakręcam i delikatnie obracam, żeby cukier i kwasek rozpuściły się i wymieszały. Wekuję w piekarniku w 85° C przez 30 minut, dwa razy.