Jedyna rzecz, która przyprawia mnie o ciarki na języku to ilość cukru... więc daję na ok. 4 l płynu tylko 500 g cukru, i tak jest słodkie aż strach.
Składniki:
Jak w autorskim przepisie, umyte, ładne papierówki pokroić na cwiartki i cale z gniazdami i skórką przelożyc do garnka. Zalać wodą do przykrycia (trochę się podniosą do góry). Zagotowac i gotować godzinę, ja gotuję pod przykryciem. Zostawić na całą dobę.
Kolejnego dnia odsączyć na naprawdę ogromnym i mocnym sicie, docisnąć na sicie, żeby wszystkie pektyny wyszły z odwaru, a następnie sprawdzić na podziałce garnka lub wagą, ile mamy płynu. Ja daję 0,5 kg cukru na ok 4l odsączonego odwaru, tyle cukru mi wystarczy. Na początku dałam chyba kilogram i już nie potrafiłam powiedzieć, co smakuję. Gotować na naprawdę małym ogniu naprawdę długo, 3 godziny, może dłużej. Na koniec dodać cukier waniliowy lub wanilię i sok z cytryny i jeszcze chwilę pogotować.
Z moich obserwacji wynika, że im więcej cukru i im wyższa temperatura (bo chcemy szybciej odparować), tym łatwiej galaretkę przypalić. Robi się wtedy w smaku dosłownie jak karmel. Trzeba jej pilnować, co kilka minut przemieszać i obserwować konsystencję i kolor. Mnie za żadnym razem nie wyszła jasna, zawsze mocno bursztynowa.